5:30 – pobudka, za niecałą godzinę mamy pociąg do Sopotu. Siedmioro uczestników rajdu nocowało w bursie, dwoje ma dołączyć na peronie. Na dworzec idziemy na piechotę, takie preludium przed tym co nas czeka. „Spacer” z plecakami mówi już trochę o tym, że nie będzie lekko. Humory dopisują, jest optymizm. 6:35 – ciągle jest nas siedmioro, siedzimy w przedziale, pociąg odjeżdża za 3 minuty. Wymogiem organizatora rajdu było aby każdy patrol składał się minimum z 8 uczestników… pociąg ruszył. Hmm…, zrobiło się nerwowo; telefon: „Jesteśmy na dworcu, spóźniłyśmy się…” [przecież widzę!] „Róbcie to co uważacie za stosowne” – w końcu dorosłość zobowiązuje. Parę minut później ustalamy, że nasze spóźnialskie ruszają w pogoń za patrolem najszybciej jak się da. W pociągowym przedziale ciśnienie opada. Droga do Sopotu mija szybko. Meldujemy się w sztabie rajdu. Pobieramy racje żywieniowe, mapę, rozkazy, garść niezbędnych informacji. Na trasie będzie nas ścigał Urząd Bezpieczeństwa, jeden wystrzał oznajmia rozpoczęcie obławy, trzy gwizdki ją kończą, można wyjść z ukrycia i się „pozbierać”. 13:30 – ruszamy autokarem na miejsce skąd przewidziano początek trasy dla patrolu „Młot”, którym to się staliśmy decyzją sztabu rajdu. Patronem naszej grupy został Władysław Łukasiuk „Młot”. Jedziemy do Dziemian – zaskoczenie, od Sopotu jest to ok. 80 km., kwestia dołączenia naszych nieobecnych znacznie się komplikuje. W krzakach za Dziemianami otwieramy 1 rozkaz „Przez miejscowość Jastrzębie udać się do Wiela”. Ruszamy. Decyduję, że brakujące osoby wysiądą w Gdyni, czymkolwiek udadzą się do Kościerzyny, a następnie złapią stopa do Wiela. Robi się coraz cieplej, na razie werwy nam nie brakuje, polami, lasami, unikając dróg i ścieżek odnajdujemy Jastrzębie. Trzy domy zagubione w lesie, zamieszkałe przez jedną rodzinę. Dalej idzie trudniej, pomyłka w nawigacji zawiodła nas do wsi Czarne, no to nadłożymy kilometrów. Dziewczyny są już w Wielu, ruszają nam na spotkanie, jest 18:30. W ciągu godziny nie dochodzi do spotkania, polecam im wracać, zlokalizujemy się na miejscu. Po godzinie niespodzianka, spotykamy się na skrzyżowaniu leśnych dróg przed samym celem marszu. No to jesteśmy razem, ulga. Okazało się, że z Kościerzyny zabrały się stopem z uczestnikiem koncertu reggae, który odbywał się właśnie w Wielu. Rozbiliśmy namioty przy głównej drodze, udając uczestników koncertu. W myśl zasady, że pod latarnią najciemniej uznaliśmy, że tu UB nas nie znajdzie. Tak minął dzień pierwszy…
Rafał Stachowski
Rajd szlakiem V Wileńskiej Brygady AK mjr „Łupaszki”, którego miałam okazję być uczestnikiem, rozpoczął się nieco inaczej, niż każdy się tego spodziewał. Pociąg ze Szczecina do Sopotu odjeżdżał o godzinie 6:38.
Ja i Wiktoria, niestety nie dotarłyśmy na stację na czas. Z powodu naszego spóźnienia start w rajdzie dla naszego patrolu stanął pod znakiem zapytania. Pojechałyśmy za naszą drużyną pierwszym pociągiem na Gdynię i w trakcie drogi dowiedziałyśmy się, że sztab dopuścił nasz patrol do udziału. Po kilku przesiadkach i podróży autostopem, dotarłyśmy do miejscowości Wiele. Tam spotkałyśmy się z naszą grupą, która wyruszając z Dziemian przez Jastrzębie zjawiła się około godziny 20. Po rozbiciu namiotów przy jednej z głównych dróg, zapoznałyśmy się z regulaminem rajdu i jego planowanym przebiegiem. Ideą zabawy było poznanie przez młodych ludzi historii słynnego oddziału majora Łupaszki. Zasady były proste – dowódca posiada 7 rozkazów, otwarcie następnego warunkowane jest ukończeniem poprzedniego. Nie wolno poruszać się głównymi drogami. Dotknięcie uczestnika rajdu przez jednego z przedstawicieli Urzędu Bezpieczeństwa jest równoznaczne z punktem ujemnym. Trzy gwizdki to znak, że UB kończy obławę. Bezwarunkowo należy chronić dowódcy patrolu i flagi.
Pobudka o 6 rano, składanie namiotów i wymarsz. Tak wyglądał poranek dnia drugiego. Po przebyciu 5 km, w zagajniku za chutorem Broda zjedliśmy śniadanie. Konserwy, pasztet i zupki chińskie na zimno musiały zastąpić nam pełnowartościowy posiłek. Trasa naszego patrolu wynosiła dziennie ok 35 km przez określone odgórnie miejscowości. W każdej wsi musieliśmy zdobyć pieczątkę (ewentualnie podpis), który miał być potwierdzeniem naszego pobytu w tym miejscu o określonej godzinie. Cały marsz utrudniał pościg za nami licznych oddziałów Urzędu Bezpieczeństwa. Dlatego unikaliśmy głównych dróg i staraliśmy poruszać się drogami leśnymi albo łąkami, które niejednokrotnie poprzecinane były rowami melioracyjnymi. Znakiem rozpoznawczym UB miała być czerwona wstążka zawiązana na samochodzie. W czasie jednego z pościgów ucierpiał jeden z członków naszej grupy. Kontuzja kostki bardzo utrudniła Asi dalszy marsz. Tego dnia w miejscowości Krzyż przeprowadziliśmy akcję informacyjną dotyczącą idei rajdu, krwiodawstwa i zaproszenia na koncert do Lubichowa, na zakończenie rajdu. Po 40 km zmęczeni dotarliśmy do miejscowości Nowe Prusy, gdzie jeden z mieszkańców umożliwił nam nocleg w domku gościnnym. Po zdjęciu przemoczonych i brudnych ubrań okazało się, że więcej osób wymaga opieki medycznej. Z powodu poparzonych stóp, odcisków i kleszczy kolejnego dnia wyprawę rozpoczęliśmy trochę później niż to przewidywaliśmy.
Trzeci dzień był wyjątkowo ciepły. Rano skończyły się zapasy jedzenia i wody. Kolejne mieliśmy otrzymać na zgrupowaniu 20 km dalej. Nastroje dopisywały wszystkim, łącznie z kontuzjowanymi uczestnikami rajdu. Po otwarciu jednego z 7 rozkazów, okazało się, że nasza trasa wymaga nadrobienia kilkunastu kilometrów. Wtedy dowódca patrolu wpadł na pomysł wypożyczenia rowerów od mieszkańców. I tym razem uprzejmość społeczności nas nie zawiodła. W ciągu godziny wybrani spośród nas kolarze zdobyli niezbędny podpis, a my ruszyliśmy w dalszą drogę. Przystankiem miała być leśniczówka Drzewiny. Niestety po drodze kostka Asi dała o sobie znać. Dowódca patrolu zadecydował o wezwaniu ambulansu. Około 3 kilometrów dalej przeżyliśmy spotkanie z UB.
W oddali usłyszeliśmy wystrzał, a później warkot nadjeżdżającego samochodu. Wszyscy, rzuciliśmy się do ucieczki w las aby się ukryć przed patrolem UB. Po drodze każdy zrzucił z pleców ważący kilkanaście kilogramów plecak. Położyliśmy się na ziemi. Każdy milczał. Po jakimś czasie, część grupy podniosła się z ziemi przekonana o oddalającym się niebezpieczeństwie. Wtedy usłyszeliśmy krzyk Bartka, który jako jedyny (jak się okazało) zrezygnował z ucieczki ze względu na znaczne zmęczenie i obolałe nogi. Byliśmy jak sparaliżowani. Nikt, nic nie mówił – nawet szept był w stanie doprowadzić przeciwnika na nasz trop. Chwilę potem jeden z przedstawicieli UB zagwizdał trzykrotnie gwizdkiem i uznał nasze zwycięstwo.
Do Wygonina – miejsca koncentracji oddziałów – dotarliśmy 20 minut później. Tam czekały na nas 4 zadania. Wszystkie poza ostatnim, wymagały od nas wykorzystania wiedzy w praktyce. Pierwsze dotyczyło czarnej propagandy. Drugie – rekonstrukcji wojennych. Kolejne potrzebnego sprzętu i rzeczy, aby udać się w trasę. W czasie ostatniej próby trzeba było wykazać się szczegółową wiedzą na temat gier taktycznych. Za wszystkie z zagadnień otrzymaliśmy najwyższe możliwe noty.
Po uzupełnieniu zapasów żywności i wody skierowaliśmy się do Starej Kiszewy. Po tym niezwykle męczącym dniu postanowiliśmy poszukać noclegu. Udało nam się przenocować w gospodarstwie agroturystycznym.
Ostatni dzień wyprawy był niezwykle trudny. Pogoda utrudniała marsz. Temperatura powietrza była bardzo wysoka a niebo praktycznie bezchmurne. Do punktu zbornego zostało nam około 35 km. Po drodze zahaczyliśmy między innymi miejscowości Cis, Lipy, Strych, Dąbrowę. Bóle pleców i nóg, które odczuwał każdy z uczestników uniemożliwiły pokonanie trasy w całości. Postanowiliśmy skorzystać z dziesięciokilometrowego podwozu, który przysługiwał każdemu patrolowi. W punkcie docelowym, którym było gimnazjum w Lubichowie, zdaliśmy karty zadań i skorzystaliśmy z opieki medycznej. Potem czekało nas ognisko. Wszystkie patrole w kilku zdaniach podsumowały swoją wyprawę. Wieczór umilił nam zespół Contra Mundum, który dał 2-godzinny koncert „Cześć i chwała bohaterom”. Na występ zaproszeni zostali wszyscy mieszkańcy terenów, które obejmował rajd.
Na wszystkich czekał nocleg w sali gimnastycznej gimnazjum. My postanowiliśmy rozbić namioty na boisku szkolnym.
Ostatni dzień rajdu rozpoczął się pobudką o godzinie 6 rano. Po śniadaniu i porannej mszy, na wszystkich czekały jeszcze zadania. Obejmowały one bieg z rannym i opatrywanie rannego, zdobycie flagi od UB i test wiedzy. Nasz patrol ze wszystkim poradził sobie znakomicie! Rajdowi towarzyszyła również akcja honorowego oddawania krwi pod hasłem: „Oni przelali krew za ojczyznę, ty oddaj krew dla Polski”.
Po przejściu całej trasy sumowane były punkty zdobyte podczas wykonywania zadań i ustalona została klasyfikacja generalna. Jednak na wszystkich, niezależnie od wyniku, czekały nagrody. Najcenniejszą z nich był uścisk dłoni Józefa Bandzo ps. „Jastrząb”, który wręczył każdemu ryngraf z wizerunkiem Matki Bożej Ostrobramskiej. Takie same nosił on i jego przyjaciele z oddziału „Łupaszki”.
Mimo licznych trudności każdemu z nas dopisywał dobry humor. Każdy dał z siebie wszystko, by ukończyć trasę. Jestem przekonana, że ten rajd zostanie w naszej pamięci na długo!
Dagmara Janoszek
Uczestnicy, od lewej stoją: Wiktoria Szady, Magda Szczerkowska, Kacper „Dodo” Żarnicki, Asia Podgórska, Rafał Stachowski, Katarzyna Stawczyk, Mateusz Wolanowski, Bartosz Burchardt; kuca: Dagmara Janoszek